Nasz teatr logo

„Dekalog” Kieślowskiego w Narodowym. Warszawa

Już w najbliższą sobotę, 8 października pierwsza premiera tego sezonu w Teatrze Narodowym. Na scenie przy Wierzbowej zostanie wystawiony  „Dekalog” Kieślowskiego w reżyserii Wojciecha Farugi. Wielkie dzieło polskiego filmu, poruszające tematykę moralną na nowo, tym razem przed publicznością teatralną pochyli się nad Dekalogiem. Na scenie zobaczymy: Sławomirę Łozińską, Edytę Olszówkę, Karola Pochecia, Małgorzatę Kożuchowską, Pawła Brzeszcza, Wiesława Cichego, Mateusza Kmiecika, Adama Szczyszczaja, Gabrielę Muskałe.

Edyta Olszówka wcielająca się w dwie postaci, udzieliła nam wywiadu, w którym opowiedziała o „Dekalogu”.
Karolina Kłopotowska: Czy postaci, które Pani gra mają wspólny mianownik czy są zupełnie różne?
Edyta Olszówka: Tutaj nie ma określonych ról, jest duża elastyczność i zmienność w przechodzeniu z roli na rolę i to dotyczy wszystkich. Zarówno my jak i publiczność bierze udział w pewnego rodzaju procesie, czyli przewietrzeniu archaicznego Dekalogu. Jak to się ma do obecnego świata, obecnej kondycji człowieka. Smutne jest to, że zarówno w momencie, kiedy Dekalog został objawiony setki lat temu, jak i w filmach Kieślowskiego i Piesiewiczowa oraz w naszym spektaklu, wszystko to pokazuję, że człowiek się w ogóle nie zmienia, wcale nie stajemy się lepsi, bardziej etyczni. Mimo tych pustych emblematów kochania siebie, życia, drugiego człowieka, zwierząt, dbania o planetę, to wszystko jest bzdurą, bo jak przychodzi dzień codzienny to my popełniamy takie rzeczy wobec bliźniego, które są niewybaczalne i wtedy poczucie dobra i zła jest mocno zachwiane.
Karolina Kłopotowska: Czym jest dla Pani ten spektakl? Motywem przewodnim jest 10 przykazań, to jest pewnie trochę także podróż w głąb siebie?
Edyta Olszówka: Tak i to taka niezbyt przyjemna podróż w głąb siebie. Dla mnie najistotniejszym przykazaniem w tym spektaklu, jako aktorki jest przykazanie „Czcij Ojca swego i Matkę swoją”. To też jest bardzo znamienne na dzisiejszy czas.  Też proszę zauważyć oprócz tego emblematu czenia tych rodziców, pozwalamy, że jesteśmy dotykani różnymi historiami. Jeżeli popatrzeć, wszystko co zaburzone w człowieku bierze się z dzieciństwa. Czyli największymi oprawcami są ci nasi czciciele. I tu widać jak puste jest to przykazanie. Mamy pozwolić sobie w takim razie na pełną przemoc, manipulację, szantaż emocjonalny, doprowadzanie nas do wstydu czy poczucia winny i absolutnie nie szanowanie naszych granic po to tylko abyśmy czcili. Więc gdzie są te granice kiedy my mówimy stop i decydujemy się zawalczyć o siebie i uzdrowić siebie.
 
Porozmawialiśmy również z Mateuszem Kmiecikiem, aktorem Teatru Narodowego.
Karolina Kłopotowska: Gra Pan sześć postaci. Na pewno każda z nich przeżywa inne emocje, to jest inna osobowość. Jak Pan się odnajduję w takiej formie?
Mateusz Kmiecik: Na papierze to jest sześć postaci, tak naprawdę one są zredukowane do dwóch na scenie, ponieważ musieliśmy oddać Kieślowskiemu i Piesiewiczowi to, że jesteśmy tymi postaciami w różnych dekalogach. Staraliśmy się to skondensować do jak najmniejszej ilości, aby też widz mógł się w tym wszystkim odnaleźć. (…) Są wszystkie części „Dekalogu” jednak czasowo nie było to możliwe aby oddać je w 100%, z każdego „Dekalogu” wyciągnięta jest taka esencja najistotniejszego wątku, i wprowadzony jest cały wir teatralny, który będzie trwał 2,5 h.
Karolina Kłopotowska: W sztuce „Dekalog” grają wyśmienici aktorzy. Jak wyglądała współpraca i przygotowanie do spektaklu?
Mateusz Kmiecik: Zaczęliśmy próby z końcem czerwca, mieliśmy przerwę wakacyjną i wznowiliśmy próby pod koniec sierpnia, więc tak naprawdę pracujemy około 3 miesięcy. My się w większości znamy z tą obsadą oraz reżyserem Wojtkiem Farugą, który robił z nami „Matkę Joannę od Aniołów” na podstawie Iwaszkiewicza i połowa ponad tego zespołu pracowała przy tamtym spektaklu. Znaliśmy już wspólny język, przede wszystkim, którym posługuję się Wojtek, więc ta praca przebiegała naprawdę bardzo miło, przyjemnie i merytorycznie.
Karolina Kłopotowska: Jak Pan odczytuję Dekalog współcześnie?
Mateusz Kmiecik: Minęło prawie 40 lat i muszę z bólem serca powiedzieć, że jest on niewiarygodnie aktualny. W sensie język scenariusza jest diametralnie inny, ale niestety wiele sytuacji dalej jest takich samych. Mam nadzieję, że kilka osób, które przyjdą na ten spektakl to sobie pomyśli, że trzeba trochę zwolnić „oddzoomować” ten świat i spojrzeć na niego trochę z boku.

Fot: Wojciech Olkuśnik/ East News