Nasz teatr logo

Życie Mozarta stało się sztuką – „Amadeusz” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, recenzja

W Teatrze Dramatycznym 8 lipca odbyła się premiera sztuki „Amadeusz” w reżyserii Anny Wieczur. W rolach głównych: Marcin Hycnar jako Wolfgang Amadeusz Mozart oraz Adam Ferency jako Salieri. Na trzy godziny przenosimy się do Wiednia XVIII wieku, na dwór Cesarza, gdzie przyjeżdża 26 letni Mozart, którego dzieła znane są w całej Europie. Na dworze Habsburgów poznaje Antoniego Salieriego, który mówi o sobie, że jest „największym muzykiem w świecie muzyków”.  Przez cały spektakl oglądamy nie tylko losy Amadeusza, ale również, a może przede wszystkim dążenie Salieriego do upadku Mozarta.
   To co zachwyca w tej sztuce od samego początku to muzyka, realizowana na żywo przez orkiestrę oraz śpiewaków. Nie da się piękniej opowiedzieć historii jednego z największych muzyków wszechczasów, niż poprzez zagranie jego dzieł na żywo. Ta muzyka buduje napięcie, oddaje atmosferę sztuki oraz sprawia, że jeszcze bardziej zatapiamy się w tej historii, przeżywamy chwile radości, zadumy, czy smutku, aby na koniec zapomnieć o rzeczywistości na dobre.
   Od początku również dzięki scenografii i genialnym kostiumom zostajemy wprowadzeni w świat przedstawiony, możemy poczuć się jakbyśmy przenieśli się w czasie do wieku światła i rozumu. Widzimy aktorów w klasycznych arystokratycznych strojach, we fraku, pantofelkach, peruce oraz makijażu charakteryzatorskim. Na scenie znajduje się piękny zdobiony fortepian, który jest ważnym elementem w spektaklu. Są także fotele na pozłacanych nóżkach oraz żyrandol prosto jak z pałacu.
To co istotne oraz charakterystyczne w sztuce to postać Salieriego, który jest nie tylko bohaterem, ale także narratorem, który wprowadza nas w tę historię, niejako objaśnia nam świat przedstawiony oraz nadaje tempa całej opowieści, która została przedstawiona w sposób bardzo dynamiczny, żywiołowy. Teatr Dramatyczny zaprasza nas na spektakl, który opowiada o życiu Amadeusza, które jak to określił z rozpaczą Salieri „Życie Mozarta stało się sztuką”. Na początku spektakl był utrzymany w konwencji komedii. Cała sala reagowała wtedy śmiechem oraz oklaskami na genialną grę aktorską i na muzykę. Z czasem, kiedy akcja zaczęła przechodzić w bardziej dramatyczną zrobiło się poważniej. Uważam, że sztuką jest stworzyć dzieło, które przez trzy godziny będzie wzbudzało zainteresowanie wśród publiczności. Niewątpliwie twórcy oraz aktorzy „Amadeusza” sprostali temu zadaniu.
   Marcin Hycnar jako Amadeusz jest wyśmienity, z taką lekkością i świeżością odgrywa postać Mozarta. Odnosi się wrażenie jakby ta rola była specjalnie dla niego napisana. Postać Amadeusza budzi w nas rozbawienie, sympatię, ale również litość i współczucie – nad losem wielkiego geniusza, który swoim talentem wyprzedził swoją epokę, ale przez m.in. zawistnego Salieriego spadł ze szczytu i odszedł z tego świata pogrążony w chorobie, obłąkaniu, samotności i w straszliwym przerażeniu, że wszyscy o nim zapomną.
   Salieri grany przez Adama Ferencego to postać, która budzi skrajne emocję. Aktor wszedł w swoją rolę znakomicie. Salieri to człowiek, który nie cofnie się przed niczym, aby swojego największego konkurenta pokonać. Wykorzystuje naiwność i pewną dziecinność Mozarta, aby ostatecznie sprawić, że Mozart nie będzie mile widziany na dworze królewskim. Salieri dostrzega wielki geniusz Amadeusza. Zdaje się jakby on jedyny słuchając dzieł Mozarta był oniemiały i zdawał sobie sprawę, że to, co tworzy jego przeciwnik jest nieśmiertelne i przetrwa na wieki. Jego wzruszenie oraz zachwyt poruszają.
   Sztuka o wielkim artyście, który umiera w nędzy oraz zapomnieniu, choć dzieję się ponad 300 lat temu pokazuję, że niezależnie od czasów w których żyjemy inni ludzie z zazdrości o nasze talenty mogą chcieć nas zniszczyć. I czasami nasz talent jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Dla Mozarta tworzenie muzyki było jak oddychanie, było dla niego życiem. Zostawił światu cząstkę siebie, w postaci utworów, które przypominają nam, że ta muzyka jest wiecznie żywa.

Tekst Karolina Kłopotowska, fot. Piotr Molęcki/East News