Nasz teatr logo

„I była miłość w getcie” w Teatrze Żydowskim, recenzja

„I była miłość w getcie” to najnowszy spektakl Teatru Żydowskiego, który został stworzony na podstawie książki Marka Edelmana i Pauli Sawickiej. Reżyser Tomasz Cyz kreuje spektakl, w którym to słowa są najważniejsze, i pamięć – pamięć o tych, co żyli i kochali miłością prawdziwą, szaleńczą, namiętną, pełną nadziei, ale i bólu. Bo jak mówił Marek Edelman była miłość w getcie.
  W 79. rocznicę powstania wybuchu w warszawskim getcie, na ulicy Senatorskiej 35 w siedzibie Teatru Żydowskiego miał miejsce pierwszy pokaz spektaklu przed publicznością. W niewielkiej sali, gdzie widzowie zostali usadzeni po obu stronach sceny, tak, że aktorzy byli na wyciągnięcie ręki, nie dało się odwrócić wzroku, kiedy to padały słowa, które dźwięczały echem wojny i przypominały o dramacie, który był wciąż jeszcze żywy w pamięci Marka Edelmana (występuje Jerzy Walczak).
Jerzy Walczak od wypowiedzenia pierwszych słów sprawia, że cała widownia słucha go w milczeniu. Jest tak przejmująco prawdziwy, do bólu autentyczny, przeżywający każdą opowiadaną historię, iż ma się poczucie, że te opowieści dzięki takim aktorom nie zostaną zapomniane. Poza Jerzym Walczakiem drugą główną rolę gra Alina Świdowska. Postać w jaką się wciela to psycholog, która rozmawia z Markiem Edelmanem o życiu miłosnym w getcie. Aktorka gra Paulę Sawicką, która jest nie tylko słuchaczką, razem z Markiem przeżywa te historię oraz śpiewa pięknym melancholijnym głosem o miłości.
   Marcin Błaszak, Piotr Chomik i Małgorzata Majewska występują w spektaklu jako widma przeszłości, są bohaterami, o których opowiada Marek Edelman, sprawiają, że cały spektakl ma głębszy wymiar. Aktorzy przekazują ze sceny silne emocje – od słów wypowiadanych wierszem o miłości, po nostalgiczne piosenki aż po rozpacz, krzyk. Ich gra wnosi dynamikę do historii, które wyrzuca z siebie Marek Edelman. Momentami nie wiadomo na kim skupić uwagę, jedna osoba śpiewa, druga wykrzykuje pełne bólu i prawdy zdania, a dwie inne wypowiadają słowa bez zbędnych emocji w języku niemieckim. Historię zaczynają się nawarstwiać, a narracji powstaje więcej, niż jedna. Tworzy się wielowymiarowa opowieść.
   W dzisiejszych czasach, kiedy wojna rozgrywa się za granicami naszego kraju, te piękne, choć tragiczne historię miłośne przypominają, że to miłość do drugiego człowieka, świata i życia jest tą siłą, która daje nadzieje i pozwala przetrwać. W spektaklu padły słowa „nie ma życia bez miłości”, bo zawsze nawet w najgorszych czasach, ludzie jej pragnęli. Marek Edelman wypowiada słowa jednej z bohaterek swoich opowieści - „Moją szansą była ta miłość. I ja z tej szansy skorzystałam” – i tymi słowami chciałam podsumować moją wypowiedź. Ta sztuka opowiadała o miłości, która była większa niż śmierć, która choć często była krótka i kończyła się tragicznie to póki trwała rozświetlała poranione dusze. Niech ten spektakl przypomina nam jak ważna jest w naszym życiu miłość, i że to ona nadaje nam człowieczeństwo. 

Tekst Karolina Kłopotowska