Niepokój nauczycielski - "Rasputin" w Teatrze Rampa, recenzja
Pożar w Burdelu w najnowszej odsłonie rozśpiewał się nam na dobre. Bawi się burleską, kabaretem, miesza muzyczne style, zamienia w multimedialną rock operę. Fabuła „Rasputina” w Teatrze Rampa goni niczym przedwojenna Luxtorpeda, skacze i podryguje na wątkach garściami czerpanymi z życia stolicy, kusi erotycznym podtekstem oraz jarmarcznym wygłupem zachowując przy tym swój charakterystyczny styl, a zwłaszcza inteligentny i błyskotliwy dowcip. Burdelwersum rozszerza się włączając kolejne prześmiewcze postaci i przywracając do życia te już trochę przykurzone. Ojcowie tej fabryki piosenek, ironiczni i czuli narratorzy miasta - Michał Walczak i Maciej Łubieński poukrywali w tekście słowne perełki mrugając okiem do polskiej rzeczywistości. Wymagają jednak od widza obycia w kulturalno-polityczno-społeczno-sportowej bieżączce, bez której to wiedzy można się dość szybko zagubić w galopującej historii. Ale przynajmniej będzie zabawnie, tanecznie, zmysłowo, głośno i kolorowo.
Tytułowym bohaterem stał się ponownie słynny Mag Miłości – po Casanovie przyszedł czas na hipnotyzującego wzrokiem Rasputina. Ale co robi ów rozpustny jurodiwy w sercu Warszawy? Akcja spektaklu rozpoczyna się w znanej bywalcom Pożaru podstawówce na Targówku, gdzie dyrektor Marzena Świrska-Wnerwińska (Agnieszka Makowska) leczy rany po zerwaniu z przemocowcem Zawiszą Czarnkiem (Julian Mere) i nagłym odejściu księdza Marka. Spragniona uniesień musi tymczasem łatać dziury w szkolnych etatach i wobec narastających problemów psychicznych młodzieży zatrudnić dodatkowo psycholog Sandrę Chandrę (Kamila Boruta-Marszałek). To ona uleczyć ma przyklejającą pośladki do dróg publicznych nawiedzoną Apostasię (wspaniale demoniczna Agata Łabno), która wieszczy klimatyczną katastrofę i nadejście Czarnego Pana. Pojawia się też nowa wuefistka Iga (Masza Wągrocka) – kobieta-rakieta dosyć ma bycia maszyną do wygrywania i pragnie być jak inni, trochę bardziej pierdolnięta. Na czele zmian w edukacji, których ucieleśnieniem ma być poprowadzony 11 listopada Marsz Nowoczesności, staje minister popkultury i koedukacji Hanna Barbera Lewacka (Anna Mierzwa) wraz z nową polską, choć sztuczną, inteligencją, czyli robotem z Centrum Kopernika (Marek Zawadzki). Wobec nadciągającego zagrożenia bezpieczeństwo zapewnić ma artystyczny schron MSN-u, jednak rzucona nań klątwa otwiera czeluście labiryntu pod Placem Defilad – jego mroczne tajemnice pokonują nawet inżyniera Karwowskiego (Marcin Januszkiewicz). Zgodnie z prasko-kabaretową mitologią zakon sióstr opętanek umieścił tam przed wiekami skrzynię pokrytą starosłowiańskim tekstem. Z niej to wypełzła teraz brodata postać międzyczasowego uchodźcy Rasputina (Michał Justa) i udała się tunelem metra na Targówek. Zagrożeniom sprostać może już tylko heros Pożaru - Burdeltata (Andrzej Konopka).
Naczelny mag Pożaru utknął jednak w Grecji i czując, że czas jego patriarchalnych dowcipów minął ogłasza w Burdel TV casting na swego następcę. Schedę nad imperium medialnym i kebabem Burdeltaty pragnie odziedziczyć jego syn Edmunt Zgliszczak (Wojan Trocki), jednak konkurs wygrywa inkluzywny, konfrontujący się emocjami Neoburdeltata, czyli Casanova (cudownie autoironiczny Filip Cembala). I choć wedlowskie Czekoludki (kolejne urocze lalki Konrada Kony Czarkowskiego) dostrzegają w nim fałszywego mesjasza, nic poradzić się nie da. Wydziedziczony niczym dzieci Zygmunta Solorza Edmund, po przymusowym przejściu na emeryturę skompromitowanego obyczajowym skandalem profesora Maxa Hardkora (Maciej Łubieński), zatrudnia się w szkole jako nauczyciel historii i wraz z Sandrą odkrywa uroki kozetki w pokoju nauczycielskim. Jakby tego było mało na Targówek przybywa też nowy uczeń, wilanowski Peaky Blinder, CyberPrzemo (sigmastyczny Przemek Niedzielski), który ma wyraźnego krasza na Apostasię. Dotarłszy na Targówek Rasputin odpali bombę feromonową i omota swym uwodzicielskim urokiem żeńską część grona pedagogicznego – wolny od jego czaru pozostanie jedynie Edmund, który uda się po pomoc do technosarmackiego Hogwartu, oazy testosteronu i królestwa patriarchatu, czyli prowadzonej przez Czarnka CPK – Fight Club Academy w Baranowie. Uff… Wystarczy, bo nie sposób tej tonącej w absurdzie opowieści przytoczyć w całości. Zarys jednak widzicie, a to ledwie wierzchołek góry lodowej.
W Neoburdelstory znajdziemy nawiązania do budowy tramwaju na Wilanów, nowych zębów prezesa Obajtka, siedzącego z Buddą Janusza P., reality show z patogwiazdami, „Bachantek” Eurypidesa, KPO i NGO’sów, Teatru, który się wtrąca, kładki pieszo-rowerowej na Wiśle i dziesiątki innych. Z każdego kąta i lodówki wyskakiwać będzie świeża i pachnąca drukarnią książka pewnego Instagramowego celebryty, dokazywać będą bobry, zalśni nad sceną Popromienna Matka Boska, doczekamy się odwiedzin Donalda Trumpa (świetny Marcin Januszkiewicz), usłyszymy nawet piosenkę z dupy, a serce skradnie pinkfloydowska „szkoła w chmurze”. Całości dopełnią odlotowe kostiumy Agaty Stanuli, wibrująca w uszach muzyka Wiktora Stokowskiego i pastiszowo-zmysłowa choreografia eMMY Fejm, czyli Alisy Makarenko. „Rasputin” w Rampie, niczym dawne kabarety Olgi Lipińskiej sprawia wrażenie anarchii, chaosu, ko(s)micznego bałaganu, czy w tym raczej wypadku po prostu Burdelu, ale jest naoliwioną maszynką, która wyciska z abstrakcyjnych pomysłów esencję dowcipu i bawi żartami wszelkich lotów. W tym galimatiasie nawet potknięcia znajdują natychmiastową puentę, a jeśli widz nie ogarnie musicalowego ciałokształtu absurdalnej historii to nie szkodzi - ważne, że pośmieje się z na co dzień małośmiesznego, nabierze zdrowego dystansu i wyjdzie do Parku Wiecha w wybornym nastroju. Podobnie jak ja.
Tekst Marek Zajdler