W pogoni za lajkami - "Rodzin@ w sieci, czyli polowanie na followersów" w Teatrze Kamienica, recenzj...
Zgodnie z radą przekazaną kiedyś Emilianowi Kamińskiemu przez dramaturga Helmuta Kajzara, Teatr Kamienica stara się repertuarowo „wąchać czas”. Innymi słowy dotykać współczesnych problemów i ważkich tematów wziętych wprost z otaczającego świata. A ponieważ Kamienica to nie Powszechny, to poruszane kwestie są ciut inne i podawane w rozrywkowej, zwykle komediowej strawie. Nie znaczy to jednak, że są mniej istotne, czy bagatelizowane. Raczej neutralizowane inteligentnym humorem. Nie inaczej jest w najnowszym spektaklu Wawrzyńca Kostrzewskiego, który po dwóch zaangażowanych sztukach – „Wszechmocnych w sieci” i „Dragach donikąd” – postanowił przyjrzeć się rozpanoszeniu mediów społecznościowych i ich zgubnemu wpływowi na międzyludzkie relacje. I niby wszyscy o tym wiemy, ale dopiero w krzywym zwierciadle „Rodziny w sieci, czyli polowania na followersów” widać jak daleko zabrnęliśmy w cyfrową pułapkę. O czym, rzecz jasna, nie omieszkam napisać także na Insta.
Bohaterami opowieści uczynił Kostrzewski przeciętną polską rodzinę 2+2, z odchowanymi, ale gniazdującymi wciąż trzydziestoletnimi dziećmi i opoką tradycji oraz świętości, czyli babcią. Wypoczynek na działce, urlop nad Bałtykiem, rodzinne seanse telewizyjne, awaryjny samochód – niby się nie przelewa, ale jakoś się kręci. Tyle że aspiracje rosną. Bo przecież świat w ekranach jest taki kolorowy, egzotyczny, niemal na wyciągnięcie ręki. Reklamy zachęcają tu i teraz, znajomi wrzucają relacje z Balearów, ktoś kupił nowy dom, ktoś inny jacht, wszyscy uśmiechnięci, szczęśliwi i zadowoleni. Każdy by tak chciał. Konserwy pod namiotem w Czechach to jednak nie to samo.
Ponieważ to w kobietach drzemie energia do zmian, Irenka (Izabela Dąbrowska) bierze sprawy w swoje ręce i zgłasza rodzinę do konkursu, by wygrać mikroapartament z wrażeniem przestrzeni i luksusu na ekskluzywnym osiedlu „Złota rybka”. Zachęcająca ją do udziału Olga Sarzyńska z żarem agituje wymieniając jako zalety wszelkie wady patodeweloperki podrasowane absurdem, zgryźliwą satyrą i czarnym humorem. Wystarczy rodzinnie zdobyć jedynie 50 tysięcy followersów, a sława i bogactwo będą na wyciągnięcie ręki. Wystarczy chcieć. Pokusa jest zbyt silna, by się jej oprzeć. W wyścigu o suby i lajki stają więc epatująca szczęściem i relacjonująca prywatne życie gospodyni #SzczęśliwaIrenka, pragnący udowodnić swą męskość psycholog emocjonalny od siedmiu boleści #KołczMarek (Michał Czernecki) oraz ich dzieci: walcząca o dobro planety, właściwą dietę i ogarnięta modowo feministka #Barbi (Karolina Charkiewicz) oraz zawodowy sukub (Marcin Stępniak) polecający „idealne” sposoby na zaśnięcie na kanale #OazaSnu. Cała obsada uraczy nas feerią sztucznych uśmiechów, ekscentrycznymi poradami od czapy i prawdziwie influencerskim wigorem. Chroniczne bycie online stanie się wkrótce normą, a życie w realu… któż by się nim przejmował? „Jak Wam nie lajkuje zupa, to możecie przestać subskrybować” rzuci domownikom Irenka i wróci do scrollowania. Z boku z pewnym zażenowaniem i niezrozumieniem przyglądać im się będzie babcia, czyli Małgorzata Rożniatowska, zapomniana i wykluczona z alternatywnej rzeczywistości.
Kostrzewski odrobił lekcje znakomicie. Reżyser przyznał, że w ramach eksperymentu utonął na kilka tygodni w mediach społecznościowych chcąc sprawdzić, jak zareaguje normalny, inteligentny i myślący człowiek bombardowany na co dzień insta-tiktokowymi treściami. Zebrane doświadczenia przeniósł na scenę, gdzie obok zwyczajnej codzienności wraz z Karoliną Bramowicz stworzył wciągający wirtualny świat bohaterów zanurzonych po uszy w telefonach, który rozlewał się wizualizacjami po scenie. W tej metafizycznej przestrzeni pojawiają się lajki, serduszka i plumkają skryci w dżungli internetu followersi, na których trzeba po prostu zapolować. Nie ma się jednak czego obawiać, bo o zwyczajach tych stworzeń poinformuje nas głos Krystyny Czubówny. Farsa ściga się z przerysowanym hurraoptymizmem, a jednocześnie przerażająco przypomina wydumane treści social mediów. W chwilach oddechu, gdy poszczególni bohaterowie zaczynają wątpić w słuszność swych poczynań spektakl zwalnia tempa, a z pomocą, radą i diabelskimi podszeptami przychodzi im wszechwiedząca personifikacja cyfrowej rzeczywistości, czyli świecąca blichtrem Olga Sarzyńska. Osamotnionej babci z pomocą mógł już przyjść jedynie głos Emiliana Kamińskiego z zaświatów. Postępujące spustoszenie, jakie w umysłach zaangażowanych domowników rozsiewa ich alternatywne życie musi w końcu doprowadzić do przełomu. Czy otrząsną się w porę i zobaczą wokół siebie ludzi, czy dadzą pochłonąć ekranom na dobre? Spektakl, który przez większość czasu wywołuje lawinę śmiechu w jednej chwili zmienia nastrój i uderza w poważne, żeby nie rzec traumatyczne tony. W konstrukcji sztuka Kostrzewskiego przypomina mi nieco „Kim jest pan Schmitt?” Sébastiena Thiéry’ego, gdzie także po ponad godzinie wesołości dostajemy nagły cios obuchem w głowę. Reżyser nas rozbawił, pozwolił przejrzeć się w gabinecie luster, a na koniec ucina farsę mówiąc: „To się dzieje naprawdę”.
„Rodzin@ w sieci” nie jest tylko śmieszkowatą historią o współczesnej chorobie cywilizacyjnej. Przypomina bardziej tragikomedię portretując dzisiejszą pogoń za wirtualną akceptacją, sukcesem, wyimaginowaną rzeczywistością, w której wszyscy nas lubią, a my jesteśmy piękni, bogaci i szczęśliwi. Czy na pewno szczęśliwi? Aktorzy podbijąją absurdalne influencerskie treści przerysowaniem gry i mimiki, w walce o popularność dają się wciągać coraz głębiej w cyfrowy świat i odnajdują tam jedynie kosmiczną pustkę. „Nie myśl, nie myśl” staje się przewodnim hasłem ułudy tworzonej przez social media. Ułudy tak realnej, że niezwykle łatwo dać się jej omamić. Wawrzyniec Kostrzewski udowodnił raz jeszcze, że wącha czas z wyczuciem, a ja solennie obiecuję, że jak już wrzucę tekst na wszystkie Fejsbuki i Instagramy to odłożę telefon. W końcu jest niedziela. I kto tu się oszukuje?
Tekst Marek Zajdler, fot. Alieksandr Valodzin/East News