"Apetyt na czereśnie" w Teatrze IMKA, recenzja
Od premiery tekstu Agnieszki Osieckiej z muzyką Macieja Małeckiego w Teatrze Ateneum w Warszawie minęło ponad pół wieku, a jednak przez te lata falami większymi lub mniejszymi wciąż mamy wciąż Apetyt na czereśnie. Przed dwoma miesiącami spektakl mogliśmy oglądać w Teatrze Telewizji, za chwilę obejrzymy go z Teatrze Muzycznym w Poznaniu, ostatnio zagościł na scenie Teatru IMKA.
Historia powstania sztuki sięga lat 60–tych XX wieku, gdy Agnieszka Osiecka i Maciej Małecki poznali się w Studenckim Teatrze Satyryków. Do melodii Małeckiego Osiecka napisała kilka tekstów, pozostałe utwory powstawały korespondencyjnie. Poetka wysyłała je do kompozytora przebywającego w tym czasie na stypendium w Eastman School of Music w Stanach Zjednoczonych, a on tworzył do nich muzykę.
„Apetyt na czereśnie” w reżyserii Przemysława Dąbrowskiego to kameralny mini-musical, odegrany i wyśpiewany przez dwoje aktorów – Marię Niklińską i Rafała Olbrychskiego. Ona i On spotykają się na peronie w oczekiwaniu na swój pociąg. Oboje po przejściach, poturbowani miłośnie w swoich związkach. Zaczynają rozmowę, a właściwie trochę „przesłuchanie drugiej strony” o tym co się wydarzyło w ich życiu i czemu tak źle się potoczyło. Ona pragnęła rozwijać się intelektualnie, grać w teatrze, nosić różowy kapelusz wzorem miastowych dam. Jemu zabrakło zrozumienia dla jej potrzeb, padają więc oskarżenia o egoizm i niezdolność do kompromisu. Ta piękna opowieść o miłości, o małżeństwie, tęsknotach, marzeniach, rozczarowaniach, o dojrzewaniu do właściwych wyborów, mówi o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze w życiu. Oryginalny tekst Agnieszki Osieckiej zawieszony jest w czasach PRL-u i skupia się na pokazaniu relacji międzyludzkich, na więzi małżonków i przyczynach ich nieudanego związku. Jednak pomijając kontekst historyczny, trzeba przyznać, że w temacie napięć w relacji mężczyzna – kobieta niewiele się zmieniło, a historia wciąż pozostaje bardzo aktualna.
Maria Niklińska i Rafał Olbrychski dostali trudne zadanie aktorskie wcielania się w różne postacie. Minimalistyczna sceneria i brak rekwizytów nie ułatwiały im odgrywania scenek z przeszłości - gdy poznali się na studenckim balu, przebywali w ośrodku wypoczynkowym na wczasach czy podróżowali. Aktorzy wystąpili już wspólnie w „Apetycie na czereśnie” w 2021 roku - słuchowisko realizowane dla Radiowej Dwójki reżyserowała autorka obu adaptacji Anna Seniuk. Na potrzeby audycji dokonano w scenariuszu drobnych zmian, usunięto kilka scen, których obecność w radio wydawała się bezzasadna. O ile w przypadku słuchowiska słuszne było skupienie się na części wokalno–słownej, o tyle na teatralnej scenie była jednak przestrzeń na więcej, można było łatwiej poprowadzić widza przez tę historię.
Piosenki Macieja Małeckiego nie należą do najprostszych w wykonaniu, a sam kompozytor mówi, że w piosence literackiej najpierw musi wybrzmieć słowo. Przyznaję, że wybrzmiało ono dzięki bardzo dobrej dykcji wykonawców. Maria Niklińska większość utworów wyśpiewała z niezwykłą lekkością, nadając im bardzo współczesny charakter, wyraźnie bawiąc się tekstami Osieckiej. W wykonaniu Rafała Olbrychskiego zabrakło mi trochę samego Rafała Olbrychskiego, za dużo słyszałam stylizacji na Wojciecha Młynarskiego. Bardzo żałuję, że aktorzy wzorem poprzednich inscenizacji nie zatańczyli wspólnie na scenie.
„Apetyt na czereśnie” to kameralny spektakl, który słucha się i ogląda z przyjemnością. Towarzysząca aktorom przy fortepianie Lena Ledoff nadała przedstawieniu niezwykle ciepły, trochę intymny klimat. Teksty Osieckiej, na tyle uniwersalne, że wciąż do nas trafiają, potrafią wzruszyć, ale też sprowokować nas do refleksji. Miała ona dar opowiadania historii miłosnych w sposób prosty, jednocześnie pozostawiając szeroką przestrzeń dla wyobraźni. Może dlatego od tylu już lat wciąż mamy apetyt na te właśnie czereśnie.
Tekst Małgorzata Kurnicka, fot. Paweł Wodzyński/East News