Nasz teatr logo

Idymy do tyatru - "Awantura w Chioggi" w Teatrze Polskim w Warszawie, recenzja

Niekiedy po ciężkim dniu mamy ochotę jedynie odpocząć. Odciąć się od świata, zanurzyć w innej rzeczywistości z dala od problemów i po prostu dobrze bawić. Nie analizować, nie roztrząsać, nie przenosić intelektualnych gór, tylko dać się ponieść - najlepiej wesołej - historii. Lekarstwem może być w tym wypadku teatr, a zwłaszcza komedia. Postanowiłem zażyć tego medykamentu w Teatrze Polskim w Warszawie, gdzie czekała na mnie „Awantura w Chioggi” Goldoniego w reżyserii Edwarda Wojtaszka. Okazało się, że w mroźny dzień panaceum tym zamierza się raczyć znaczna ilość osób, lecz ku mej radości zdołałem wyszarpać choć bilet na balkon. Oglądanie spektaklu z tej perspektywy było niezwykle ciekawym doświadczeniem pozwalającym na zupełnie inny odbiór przedstawienia i rzucającym światło na całkowicie odmienne niż zwykle akcenty.
   Edward Wojtaszek po wcześniejszych „Paradach” i „Thermidorze” wystawianych w stołecznym Teatrze Polskim tym razem sięgnął po XVIII-wieczną komedię włoską klasyka gatunku Carlo Goldoniego. Autor sztuki, z zawodu prawnik, był niezwykle uważnym obserwatorem ludzkich charakterów, zwyczajów i środowiska okolic Wenecji. Odchodząc od komedii dell’arte skupił się na cechach indywidualnych bohaterów i kontrastach osobowości, stawiając na realizm otoczenia i prosty język. Zatrudniony jako koadiutor, czyli zastępca sędziego w portowym Chioggi sportretował tamtejszych mieszkańców, a własne alter ego wrzucił w sam środek tygla wydarzeń.
   Oto więc widzimy senne włoskie miasteczko poprzecinane kanałami, w którym wszyscy się znają i pozornie nic się nie dzieje. Kobiety siedzą na miejskim placyku w cieniu kolorowych kamienic i dziergając koronki plotkują ile wlezie: o miłości, zamążpójściach i narzeczonych. Wyczekują mężczyzn, którzy lada chwila mają wrócić z połowów. Ich podekscytowaną gadaninę przerywa wizyta ubogiego przewoźnika Toffolo – wystarcza ostrzejszy podmuch sirocco, szczypta zazdrości i podarowany nie tej co trzeba kawałek pieczonej dyni, by krewkie kobiety pokłóciły się nie na żarty. A gdy wkrótce do kanału wpłynie rybacka tartana bracia, mężowie i narzeczeni staną w obronie swych kobiet szukając pomsty na niegodziwcu. Od błahej dyni temperamentni południowcy przejdą do noży i kamieni, a burzę w szklance wody przyjdzie uspokajać przybyłemu z Wenecji koadiutorowi. Nabiedzi się on i natrudzi, ale summa summarum nastanie zgoda, a trzy zakochane pary staną na ślubnym kobiercu. Ot i cała historia.
   Spektakl, jak przystało na włoskie klimaty jest niezwykle żywiołowy i pełen energii. Lokalnego kolorytu dodaje klasyczna scenografia Weroniki Karwowskiej z barwnymi kamieniczkami w perspektywie, kanałem i wpływającą doń żaglową łodzią oraz szklistą posadzką, która zwłaszcza z wysokości, niczym w tafli wody odbijała całą scenerię. Na uwagę zasługują także historyczne kostiumy uszyte z nierównomiernie barwionych w morskie kolory tkanin, które wzmacniały poczucie związku mieszkańców Chioggi z Mare Nostrum. Atmosferę włoskiego miasteczka i frywolnej historii podkreślała muzyka Tomasza Bajerskiego, który także puszczał oko do widza sięgając po niemal pirackie akcenty w trakcie wpływania tartany. Creme de la creme były urocze ryby, niekiedy podrygujące na posadzce, których pojawienie się w dużych ilościach przypominało jako żywo zbiorową awanturę w pewnej małej osadzie galijskiej otoczonej przez Rzymian. 
   Humor sztuki wypływa z charakterów barwnych postaci, z kipiących na scenie emocji, wartkiego tempa dialogów, celnych ripost i ekspresyjnej gry aktorskiej podkreślającej włoski temperament. Aby komedia naprawdę bawiła potrzeba niezwykle zdyscyplinowanej ekipy aktorskiej, która potrafi zagrać zbiorowo i oddać dodatkowo komizm sytuacyjny. Widać, że aktorzy Teatru Polskiego bawią się na scenie wyśmienicie, co rezonuje w nastrojach publiczności. Dla kilku z nich spotkanie z „Awanturą w Chioggi” ma zresztą dodatkowy wymiar – Szymon Kuśmider debiutował na scenie przy Karasia w pierwszej reżyserowanej tu sztuce Wojtaszka, Katarzyna Skarżanka grała zaś ten spektakl przeszło 30 lat wcześniej na swym dyplomie. Aktorstwo zespołowe stoi jednak w drobnej sprzeczności z uzyskaniem widocznej odrębności charakterów poszczególnych postaci, z indywidualnych rysem, do którego dążył Goldoni, a który zatarł się nieco, zwłaszcza z perspektywy balkonu. Z tej odległości trudno bowiem dojrzeć mimikę, czy drobne niuanse – pozostaje skupienie się na głosie i całokształcie akcji. Głos zaś niknął czasami w dźwiękach muzyki, a przepyszny chioggiański akcent Fortunata Szymona Kuśmidra stawał się miejscami faktycznie niezrozumiały. Przedziwne deja-vu przeżyłem słuchając rewelacyjnego skądinąd Krzysztof Kwiatkowskiego w roli lubującego się w płci pięknej i próbującego okiełznać harmider koadiutora. Podobne odczucia miałem już oglądając go w „Don Juanie”, a balkonowy spektakl jedynie spotęgował wrażenie, że słyszę Leszka Teleszyńskiego w roli księcia Bogusława z filmowego „Potopu”. Nie wiem, czy to zbieżność tembru głosu aktorów, czy intonacji, ale odczucie pozostało i pozbyć się go nie mogę. Wśród pań wyróżniała się żywiołowa Lucietta Doroty Bzdyli i silna nie tylko osobowością Donna Pasqua Katarzyny Skarżanki. Rybacy zlali się trochę w jedną masę mężczyzn o niskich głosach, na ich tle zyskał nieporadny Toffolo Gamajda Krystiana Modzelewskiego. Odrębnym zjawiskiem był Woźny Leszka Bzdyla, który z drobnego epizodu uczynił prawdziwą perełkę dźwigając wszędzie wielką kolumnę z symbolem weneckiego lwa i pociągając soczyście z gąsiora.
   Reżyser Edward Wojtaszek nie silił się na poprawianie klasyki, pozwolił przenieść się widzom do słonecznej Italii i choć na chwilę oderwać od rzeczywistości. Byłoby to pewnie łatwiejsze, gdyby nie mróz pod dachem Teatru Polskiego, na szczęście aktorzy zadbali o to, by na scenie było gorąco. Ich dobry nastrój i wyraźna przyjemność z grania chioggiańskiej awantury udzieliły się widowni, która podobnie jak ja, potrzebowała tego dnia po prostu odpocząć i dobrze się bawić. W tym charakterze spektakl sprawdza się znakomicie.

Tekst Marek Zajdler