Nasz teatr logo

W lustrze Temidy - "Na pierwszy rzut oka" w Teatrze Polonia, recenzja

Bywa, że teatr sięga po tematy niewygodne i trudne. Wytrąca ze strefy komfortu i uderza w mocne struny. Mami łatwą rozrywką, by wbić w fotel, a potem pozostawić milczącą i ciężko oddychającą widownię. Przeżywającą do głębi i pełną skrajnych emocji. „Na pierwszy rzut oka” w Teatrze Polonia to nie jest spektakl ku uciesze gawiedzi. To spektakl, który porusza, rodzi bunt, dotyka kwestii przemocy seksualnej i ukazuje bezduszność prawa. Nade wszystko zaś to spektakl dwojga wspaniałych teatralnych artystów – Marii Seweryn na scenie i Adama Sajnuka na reżyserskim krześle.
   Tekst Suzie Miller uznawany jest za jeden z najlepszych monologów scenicznych ostatnich lat. Obsypany nagrodami najpierw w Australii, gdzie zgarnął główną nagrodę AWGIE i David Williamson Award w kategorii „Wybitne teksty dla teatru” w 2020 roku, a potem w Wielkiej Brytanii, gdzie po premierze na West Endzie wygrał wszystkie nominacje WhatsOnStage Awards i nagrody za najlepszą nową sztukę i dla najlepszej aktorki w Laurence Olivier Awards. Aktorka Jodie Comer dostała dodatkowo nagrodę Tony - teatralny odpowiednik Emmy, Grammy i Oscarów. Czy można się dziwić, że na polską wersję tego tekstu czekaliśmy w ekscytacji?
   Na scenie poznajemy Tessę Enslet, ambitną młodą prawniczkę z sukcesem rozwijającą swoją adwokacką karierę. Jest częścią systemu, stworzona i wykształcona, by brać udział w niekończącej się rywalizacji i wygrywać na sądowej sali. Bez skrupułów, bez emocji, bez zbędnych osądów moralnych, bez niepotrzebnych pytań o prawdę – ważne by zrobić wszystko dla klienta. „Jesteś taki dobry, jak ostatnia sprawa, którą wygrałeś” – powtarza jak mantrę prawniczą maksymę młodych wilków. Problem w tym, że Tessa wyspecjalizowała się głównie w obronie sprawców gwałtu. Swoje wystąpienia traktuje jak grę, jest przymilna, pozornie zakłopotana, zwodząca współczuciem, a w gruncie rzeczy pewna siebie i szukająca luk w zeznaniach pokrzywdzonych kobiet. Przychodzi jej podawać w wątpliwość pamięć ofiar gwałtu, prowokować straumatyzowane kobiety, tłamsić w gradzie pytań, odwracać kota ogonem, co ostatecznie przynosi oczekiwane rezultaty. Nie kończy na drugim miejscu, bo przecież adwokaci nie przegrywają spraw, odnosi kolejny sukces. Wzgarda, którą czuje dla klienta, to jedyny ludzki odruch Tessy, ale sobie nie ma nic do zarzucenia. W tym zawodzie nie ma miejsca na wyrzuty sumienia.
   Punktem zwrotnym w karierze prawniczki jest upojna noc z kolegą z adwokackiego biura. Zaczyna się przyjemnie od kolacji, drinków, udanego seksu, ale mężczyzna chce więcej. Pijana Tessa nie ma już ochoty na amory, ale nie ma też siły się przeciwstawić. Zostaje zgwałcona. I nagle staje po drugiej stronie lustra. Popełnia wszystkie błędy, tak dobrze znanych sobie z sali sądowej, ofiar seksualnej przemocy. Szoruje ciało, nie zabezpiecza śladów, widzi się oczami adwokata – przecież sama go zaprosiła, sama się rozebrała, wypiła sporą ilość alkoholu. Czuje się zbrukana i zagubiona, a przecież musi podjąć decyzję, która może zaważyć na jej karierze. Czy zgłosić tę sprawę na policję i zawierzyć systemowi prawnemu, w którym ma niewielkie szanse na zwycięstwo, czy odpuścić? Jakże wspaniała jest jej nocna rozmowa z taksówkarzem, który pokazuje jej, że wbrew ustalonym zasadom sam decyduje o swoich klientach. Tessa też mogła decydować, choć zarzekała się, że w jej profesji nie ma miejsca na takie dylematy.
   Tessa decyduje. Trafia do pokoju przesłuchań, gdzie z trudem przypomina sobie wydarzenia nocy. Dopiero teraz dostrzega jak trudno ofierze gwałtu porzucić emocje i jasno odpowiadać na pytania. Jak jej idealnie analityczny umysł ma problemy z ustaleniem ciągu zdarzeń. Ponad pięćset dni później przyjdzie jej zeznawać w sądzie. W systemie prawnym jako ofiara musi udowodnić, że nie wyraziła zgody na stosunek z mężczyzną, którego nikt nawet nie przesłucha. Będzie na sali rozpraw, będzie patrzył i słuchał. Jakież to upokarzające, jakże bolesne przeżywanie wszystkiego na nowo, jakże straszne, gdy zna się pytania, które padną ze strony adwokata i mimowolnie wpada w zastawione sidła. Wyrok przestaje być ważny, istotna jest godność Tessy i moc publicznego wyznania, że sama była niedawno elementem systemu sprawiedliwości skierowanego przeciwko kobietom.
   Adam Sajnuk jest mistrzem małych, otwartych przestrzeni i zagęszczającej się atmosfery. Sceny niewielkiej, ograniczonej skromną scenografią Katarzyny Adamczyk, dzięki której za pomocą kilku elementów i gry świateł Adama Szadkowskiego bardzo szybko przenosimy się z nocnego klubu na salę rozpraw. Wydarzenia ilustruje i podbija dodatkowo muzyka Michała Lamży grana na żywo na perkusji i – co ważne – nie przeszkadzająca w zrozumieniu tekstu.
   A na scenie jest już tylko Tessa – brawurowa kreacja aktorska Marii Seweryn. Początkowo buńczuczna, arogancka, pewna siebie prawniczka. Szaleńczo imprezująca po wygranej sprawie, zagubiona i lekko bezradna w rodzinnym domu, a w końcu upokorzona, zbrukana, zgwałcona i poddana publicznemu osądowi. Tyle emocji, tyle skrajnych postaw, które malują się na twarzy Marii Seweryn, w mowie jej ciała, gestach, tonie głosu… Wspaniale rozwiązane zostały „dialogi” monodramu, w których Seweryn zmienia postawy, barwę głosu, intonację, czy imituje charakterystyczne zachowania rozmówców. Każda postać sztuki została nakreślona mocną reżyserską kreską Sajnuka i mistrzowsko odegrana. Aktorsko i fizycznie to niezwykle wymagający spektakl, treściowo trudny, tym większe więc brawa za pierwszy w karierze, tak fantastycznie zagrany monodram. Czy w tej beczce miodu może być odrobina dziegciu? Niestety tak – garsonka aktorki nie przywodzi na myśl nowoczesnej, drapieżnej prawniczki w stylu Kim Wexler, a raczej stateczną ciotkę na spotkaniu kółka różańcowego. W całokształcie tego rewelacyjnego przedstawienia to jednak marginalna kwestia.
   „Na pierwszy rzut oka” to kawał mocnego teatru. Ważnego i trudnego, bo dotyka sfery przestępstw seksualnych. Istotnego nie tylko dla kobiet, ale i dla pokazania często absurdalnych i krzywdzących schematów działania wymiaru, bądź co bądź, sprawiedliwości. Spektakl jest lekcją etyki i pokory, nie łudzę się jednak, że znacząco wpłynie na drapieżne sokoły Temidy. Ze wszech miar warto go obejrzeć dla znakomitej kreacji Marii Seweryn i reżyserskiego geniuszu Adama Sajnuka. Na deskach Teatru Polonia mamy kolejną po „Pogo” prawdziwą perełkę zaangażowanego monodramu.

Tekst Marek Zajdler, fot. Mateusz Grochocki/East News