Nasz teatr logo

"Żona potrzebna od zaraz" w Teatrze Kamienica, recenzja

„Żona potrzebna od zaraz” wędruje z powodzeniem po teatralnych scenach od ponad dziesięciu lat. Farsa Edwarda Taylora gościła już na scenach w Płocku, Łodzi, Słupsku i w Warszawie, gdzie w reżyserii Tomasza Dutkiewicza święciła triumfy w Teatrze Komedia, ale w końcu spadła z afisza. Ponieważ jednak im bardziej nieciekawe czasy, tym bardziej łakniemy śmiechu, widzowie domagali się jej powrotu. I tak, dzięki nieocenionemu Emilianowi Kamińskiemu powróciła jako premiera na BIS na deski Teatru Kamienica rozpoczynając tu jubileuszowy 15. sezon teatralny. Zmieniła się nieco obsada, scenografia i kostiumy, ale nie zmienił szczery śmiech publiczności i owacje na stojąco.
   Ale po kolei. Jak to w farsie bywa, napięcie rosnąć musi stopniowo, a aktorzy mają trudne zadanie grania na wysokich obrotach, w dodatku zachowując powagę niepoważnych scen. Im aktorzy będą bardziej na serio, tym widzowie lepiej się bawią – to w końcu żelazna zasada grania komedii pomyłek. 
   W pierwszych scenach poznajemy głównego bohatera Jima Watta (Michał Mikołajczak), młodego finansistę, klasycznego, lekko rozmemłanego Piotrusia Pana, który w swym nowobogackim apartamencie mieszka z partnerką Helen (Michalina Sosna w dublurze z Andżeliką Piechowiak) i zajmuje się głównie przyjemnościami dużego chłopca – graniem na komputerze, oglądaniem sportu w telewizji i markowanymi ćwiczeniami fizycznymi, by zaimponować dziewczynie. Miałkie to zajęcia, ale młodzi ćwierkają jak skowronki, przygotowują fit-śniadanko i choć chemii między nimi nie czuć za grosz, to są trochę jak para z żurnala. Jimowi dobrze w tym układzie, do żeniaczki nie spieszno i właściwie niczego nie potrzebuje zmieniać. Jego kawalerskie życie uzupełniają jeszcze dwie inne kobiety – nieprzebierająca w słowach sprzątaczka Edna Chapman (Maria Pakulnis), która stara się ogarnąć domowy chaos i jego asystentka, szara biurowa myszka skryta za okularami Terri (Anna Matysiak w dublurze z Ewą Jakubowicz), której prawdziwa natura jeszcze wyjdzie na jaw. Akcja zawiązuje się wraz z przybyciem listonosza i zapowiedzią wizyty szefa wszystkich szefów Billa McGregora (Marcin Troński), wielbiciela dobrej szkockiej, który przylatuje prosto z Ameryki wraz z żoną Nancy (Magdalena Wójcik), wielbicielką ginu z kropelką toniku, by odwiedzić dyrektora oddziału swojej firmy. Pech chce, że purytański szef wymaga od podwładnych moralnego prowadzenia się, a za podstawowy przejaw owej moralności uważa przebywanie w świętym związku małżeńskim. I pojawia się problem. 
   I jak to w farsie bywa, z małego kłopotu, robi się coraz większy, ilość absurdalnych kłamstw sięga zenitu, ktoś się przebiera, kogoś innego należy szybko wyprosić, by uniknąć katastrofy. Aktorzy podkręcają tempo zgrabnie przeskakując do kolejnych scen – znikają w łazience, biegną do gabinetu kupić trochę akcji na giełdzie, dokonują kuchennej rewolucji, a w ostateczności chowają się za kanapą - widz to zna i ze śmiechem akceptuje, aż do szczęśliwego finału.
   Co tu dużo mówić, spektakl kradnie przede wszystkim aktorska ekipa starych wyjadaczy z Komedii, którzy sztukę tę mają opanowaną do perfekcji. Prym wiodą zwłaszcza Panie – Maria Pakulnis cudownie interpretuje cwaniacki, proletariacki język Edny, idealnie wykorzystuje komediowo potencjał wybijającego się ponad przeciętność wizerunku sprzątaczki, a fryzura a la Beyonce zostanie ze mną zapewne na zawsze. Magdalena Wójcik w postępującym upojeniu alkoholowym osiąga mistrzostwo komizmu. W pogoni za pełną szklaneczką, z coraz bardziej czerwonymi uszami, poprawianymi wciąż szkłami kontaktowymi, bełkocząc i zataczając się po scenie oraz próbując ogarnąć w pijanym widzie całe zamieszanie jest po prostu wspaniała. Marcin Troński gra oszczędnie i solidnie, jak na rekina biznesu przystało, nie przeszarżowuje ze świętym oburzeniem, a jego poważna postawa uwypukla tylko absurdalny dowcip sytuacyjny. Młodzi aktorzy nie pozostają w tyle, choć widać, że w swych rolach muszą jeszcze okrzepnąć. Uwagę przykuwała zwłaszcza Anna Matysiak, która wspaniale oddała pozorne zahukanie i wampowatą metamorfozę.
   Podobno kto potrafi zagrać farsę, zagra wszystko. Na scenę Teatru Kamienica trafił doborowy zespół aktorski, który wzbudził salwy śmiechu na widowni i zasłużenie nagrodzony został gorącymi owacjami. „Żona potrzebna od zaraz” zadomowiła się na dobre w Kamienicy i coś czuję, że tym razem nie zniknie z afisza zbyt szybko. 

Tekst Marek Zajdler