Nasz teatr logo

Potok kłamstw - "Prawda" w Teatrze Garnizon Sztuki, recenzja

Na scenie wszyscy kłamią, tylko jednym wychodzi to lepiej, a innym gorzej. Komediowy spektakl „Prawda” w reżyserii Wojciecha Malajkata mówi paradoksalnie o sztuce kłamania i oszukiwania, o pętlach i woltach, których podejmują się bohaterowie, by tytułowa prawda nie wyszła na jaw.
   Francuski autor sztuki Florian Zeller dołączył jakiś czas temu do Yasminy Rezy portretując klasę średnią z jej przywarami i codziennością. Sukcesywnie też przenosi swoje teksty na język filmu - „Ojciec” otrzymał w 2020 roku Oscara za scenariusz adaptowany, podobnie jak odgrywający główną rolę Anthony Hopkins. „Prawda” jest trzecim utworem  Zellera po „Ojcu” i wcześniejszej „Matce”, która dotyczy subiektywności prawdy i natury rzeczywistości. Jednak zamiast halucynacji wynikających z załamania psychicznego – odpowiednio demencji i utraty matki – tutaj kontekst jest celowym oszustwem, a wymowa tekstu znacznie bardziej komiczna. Jednocześnie Zeller jawnie nawiązuje do „Zdrady” Harolda Pintera, z której czerpie pełnymi garściami, ale którą doprawił humorystycznym sosem.
   Akcja „Prawdy” toczy się wokół dwóch małżeństw. Michel, biznesmen w średnim wieku, od siedmiu miesięcy ma romans z Alice, która jest żoną jego najlepszego przyjaciela Paula. Para spotyka się w hotelu, wykorzystując jako przykrywkę do schadzek spotkania biznesowe Michela. Alice znużona tym stanem chce jednak więcej: wspólnego wyjazdu i całej nocy. Stawka rośnie, tymczasem żona Michela - Laurence zaczyna coś podejrzewać. Paul zwierza się przyjacielowi z podejrzeń o zdradę żony podczas meczu tenisa, który podobnie jak squash w sztuce Pintera, staje się symbolem męskiej przyjaźni opartej na rywalizacji. Alice w poczuciu winy chce się do wszystkiego przyznać – Michel wciągnięty w cała spiralę kłamstw wpada w panikę i staje na głowie, by ten węzeł gordyjski rozplątać. Prawda okazuje się jednak trudna do ustalenia, ponieważ nie możemy być pewni, kto kogo właściwie oszukuje.
   Autor z lekkością pisze o mechanice cudzołóstwa, wirusowej naturze oszustwa i głęboko zakorzenionej męskiej hipokryzji: opierając się próbom eskalacji romansu, Michel protestuje, mówiąc do Alice: „Oboje jesteśmy w związkach małżeńskich – zwłaszcza ty”. Jedno oszustwo pociąga za sobą kolejne, odkrywając w końcu całą sieć kłamstw oplatającą czworo bohaterów. W dialogach ukryto wiele niedopowiedzeń i podtekstów, co każe nam wątpić w szczerość i prawdziwość tego, co i kto mówi. Wszyscy okłamują się nawzajem, aż w końcu i my nie wiemy komu wierzyć. Wojciech Malajkat płynnie wyreżyserował komedię, która bawi się naszymi wyobrażeniami o tym, co było i co jest we wzajemnej relacji czworga ludzi. Spektakl umiejętnie balansuje na granicy napięcia i ironii, a sprytny projekt wysuwanych mebli i przesuwanych paneli autorstwa Lizzie Clachan umożliwia płynne przechodzenie akcji między pokojem hotelowym, domem, biurem i szatnią.
   Andrzej Zieliński jest stworzony do roli Michela, ze swym świętym oburzeniem, bezbrzeżnym zdziwieniem, głupkowatymi tłumaczeniami i bogatą mimiką. Wspaniale artykułuje frazy przeciągając niekiedy słowa, cudownie zmienia intonację, z zażenowania i skruchy płynnie przechodzi do zdenerwowania i wybuchu emocji, gdy zdaje sobie sprawę, że w całym tym zamieszaniu, to on wie najmniej. Grając człowieka, który oszukuje siebie tak samo jak innych, wzbija się na wyżyny komizmu (polecam scenę z ciotką), raz jeszcze udowadniając, że w takich rolach czuje się, jak ryba w wodzie. Wspiera go dzielnie Marta Żmuda-Trzebiatowska jako wymagająca kochanka dręczona wyrzutami sumienia i w gruncie rzeczy zmęczona już donikąd nieprowadzącym romansem. Ekspresyjna i dociekliwa Beata Ścibakówna to trudny przeciwnik, pewna siebie i wyrozumiała dla grzechów męża, nie pozostawia jednak złudzeń kto w tym związku jest głową, a kto szyją. Bezrobotny Paul Tomasza Sapryka jest delikatnie nieprzenikniony, otwierający się przed przyjacielem na tyle, na ile sam chce, chłodno kalkulujący i przewidujący, grający swoją partię tenisa poza kortem. 
   „Prawda” jest rwącym potokiem kłamstw. Małżeńskie zdrady są tu elementem humoru, choć jeśli dotyczyły kogoś w przeszłości bezpośrednio, to humor ten staje się nieco gorzki. Spektakl zdaje się pytać, czy jakikolwiek związek może cały czas znosić prawdę i tylko prawdę? Może kłamstwo jest wpisane w małżeństwo? Jest w tym dużo bolesnej rzeczywistości rozładowanej na szczęście błyskotliwym humorem dialogów i świetną grą aktorską. Sztuka nie sili się na górnolotne przesłania, jest komedią w czystej postaci i w tej kategorii sprawdza się w całej rozciągłości. Być może za jakiś czas Wojciech Malajkat zdecyduje się wziąć na warsztat „Kłamstwo” Zellera, które zawiera ten sam scenariusz i postacie, ale widziane z innej perspektywy. Być może nawet uda nam się wtedy dotrzeć do prawdy ukrytej za fasadą kłamstw.

Tekst Marek Zajdler; fot. Marek Zajdler, Wojciech Olkuśnik/East News