Nasz teatr logo

Szczelina światła - "Głowa w piasek" w Teatrze Polonia, recenzja

Gaius Plinius Secundus w swym wiekopomnym dziele „Historia naturalna” jako pierwszy wspomniał o strusiach, które w chwili zagrożenia chowają głowę w piasek. Niemal dwa tysiące lat temu był niekwestionowanym autorytetem w sprawach natury, tak więc jego następcy powtarzali ową bzdurę budując mit o strusiu. Taki też tytuł nadał swej pierwszej napisanej sztuce teatralnej kanadyjski pisarz Matt Murray. „Myth of the Ostrich” zagościł w 2014 roku na festiwalu teatralnym Toronto Fringe, a do repertuaru Royal Manitoba Theatre Center trafił dwa lata później. Nie wiem jakim cudem taka perełka wpadła w oko i ręce Marii Seweryn, ale spektakl „Głowa w piasek” w jej reżyserii miał właśnie swą europejską prapremierę w Teatrze Polonia. I do tego z taką obsadą…
   Sztuka rozgrywa się w domu hippisowskiej Holly (Weronika Książkiewicz), rozwiedzionej pisarki dotkniętej dłuższą twórczą niemocą, która samotnie wychowuje swą pociechę Jodi. Poranek Holly zostaje zakłócony przez niezapowiedzianą wizytę Pam (Magdalena Stużyńska), perfekcyjną panią domu z tradycyjnej katolickiej rodziny. Po znalezieniu listu jej nastoletniego syna Marcela do Jodi, Pam uznając go za niestosowny postanowiła przedyskutować sprawę, jak matka z matką. Przybywszy niedawno do Toronto z kanadyjskiej wsi, Pam traktuje też list jako wymówkę, by wyjść wreszcie z domu i poznać nowych ludzi. Historia, która zaczyna się jako przyjemna rozmowa dwóch stroskanych mam staje się wkrótce skomplikowaną, zagmatwaną i przezabawną komedią nieporozumień, ponieważ Holly szybko zdaje sobie sprawę, że Pam nie ma w ogóle pojęcia, co dzieje się między ich dziećmi. Bałagan i zamieszanie potęgują zwłaszcza odwiedziny Cheryl (Paulina Holtz), pozbawionej życiowych hamulców i nieprzebierającej w słowach najlepszej przyjaciółki Holly. Jedno kłamstwo prowadzi do drugiego i kolejnych, gdy Holly i Cheryl rozpaczliwie starają się utrzymać Pam w niewiedzy. Ale obie nie mają pojęcia, że Pam wcale nie chowa ciągle głowy w piasek. I gdyby nie ten cukier…
   Na scenie mamy wulkan energii, ale i rewelacyjnie zgrane aktorskie trio. Magdalena Stużyńska fantastycznie przepoczwarza się z zalęknionej i odbierającej każdy telefon od męża przykładnej gospodyni domowej w coraz bardziej otwartą i – nawet jeśli nie do końca ze swojej winy – szaloną eksploratorkę przekraczania granic. Scena z łazienkowymi kafelkami była komediowym mistrzostwem świata. Paulina Holtz jest bezkompromisowa od pierwszej sceny, a jej rozgadana i seksualnie wyzwolona Cheryl od początku budzi śmiech w zderzeniu z tradycyjnym światopoglądem Pam. Wspaniale zagrane, trochę butnie, trochę bezczelnie, a nawet w refleksyjnych momentach dowcipnie. Weronika Książkiewicz w swoim hippi-domu stoi okrakiem miotając się pomiędzy dwoma kobietami, ale o ile pisanie kolejnej książki dla zagubionych dusz nie idzie jej za dobrze, tak wymyślanie kolejnych kłamstewek i tworzenie iluzji normalności wychodzi jej wspaniale. Uśmiechnięta, naturalna, a gdy trzeba jak lwica walcząca o dziecko. Weszła w rolę na tyle, że gotów jestem zapewniać, że to jej mieszkanie odwiedzamy w teatrze. 
   Dwa słowa przy tej okazji należą się także scenografii i kostiumom autorstwa Zuzanny Markiewicz. Kostiumy faktycznie odzwierciedlały wnętrze postaci: gładka, porządna i delikatnie dewocka sukienka Pam, kolorowe indyjskie stroje „dzieci-kwiatów” Holly i z lekka wampowaty ubiór Cheryl. Mieszkanie Holly zaś wspaniale oddawało jej uduchowiony charakter, spoglądając z każdego kąta orientalnymi akcentami w stylu boho. Brawa za pomysł realizacyjny namiotu z koców – sam bym taki zrobił, jakby tylko w wielkiej płycie pomyśleli o belkach stropowych.
   Spektakl jest komediową jazdą bez trzymanki. Wraz z rozwojem akcji i kolejnymi nieporozumieniami przybywa zabawnych sytuacji i powodów do śmiechu. Na szczęście nie pustego, bo pod osłoną komizmu jest sporo życiowej mądrości, skierowanej przez pryzmat bohaterek zwłaszcza do kobiet. Czy wiemy wszystko o swoich dzieciach? Czy potrafimy z nimi rozmawiać? Czy przedstawiając im nasze widzenie świata nie odbieramy im możliwości patrzenia na świat własnymi oczami? 
   Maria Seweryn pokazuje nam jak bardzo podobni bywamy do swoich rodziców, jak często powielamy ich błędy i jak wiele bezwiednie wynosimy z rodzinnych domów. Czy więc nasza droga życiowa jest do końca nasza, czy może ukształtowana za młodu? Właśnie ta myśl winna pomagać nam w zrozumieniu wyborów życiowych innych, w tolerancji dla światopoglądowych różnic. Nadzieję budzi konstatacja, że nawet zupełnie różni ludzie mogą się zbliżyć i zaprzyjaźnić. A decydują o tym drobne przypadki, błahe dla jednych, a istotne dla innych wydarzenia. Reżyser mówi nam, że ocenianie innych po pozorach nie ma sensu. Holly i Pam dodają zaś, że na końcu każdej jaskini jest szczelina światła. I tego się trzymajmy. Bardzo warto.
Tekst Marek Zajdler, fot. Wojciech Olkuśnik/East News