Sceniczne Upside Down - "Rozkłady jazdy" w Teatrze Kamienica, recenzja
Czeski humor i brytyjska farsa spotkały
się na scenie Wawerskiego Centrum Kultury. Szkoda, że nie spotkali się aktorzy.
Choć właściwie dwoje przyszło. Ale pozostała piątka już nie. I mimo, że ta
dwójka jest po rozwodzie, a ich relacje są dość skomplikowane, postanowili
jednak zagrać. Nawet jeśli on nie do końca pamięta tekst. I pomyśleć, że to
dopiero początek kłopotów…
Jedną z pierwszych sztuk napisanych przez Michaela Frayna byli „Chińczycy”,
której pomysł kilkanaście lat później rozwinął w szalonej i wielokrotnie
wystawianej sztuce „Czego nie widać”. Skromniejszych „Chińczyków” wziął na
warsztat mistrz czeskiego humoru Petr Zelenka, którego dialogi nadały spektaklowi
nowego życia. Reżyserii tej zwariowanej farsy podjął się Adam Biernacki,
najpierw w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, kilka
lat później z nową obsadą w Teatrze Kamienica, a ostatnio gościnnie w WCK.
Bohaterowie sztuki Hania i Sebastian przyszli odegrać siedmioosobowe
przedstawienie we dwoje. Jak można się domyślić jest z tym pewien problem, tym
bardziej, że Sebastian trafił tu nieco przez przypadek, a relacje pary po
rozstaniu są - delikatnie rzecz biorąc - trudne. Na szczęście aktor
zapominający notorycznie tekstu ma na podorędziu wzór na liczbę przyjęć, którym
może zapełniać luki. I jakoś dają radę, przynajmniej do czasu. Bo ciężko jest,
nawet wbrew obietnicom, nie przenosić
swoich problemów osobistych na scenę.
„Rozkłady jazdy” wśród salw śmiechu pytają o poważne kwestie: o miłość,
o trudne wybory, o poszukiwanie szczęścia w relacjach. Sztuka zaskakuje swą
formą, potrafi wzruszyć, rozśmieszyć do łez, zastanowić. Wiele w tym zasługi
zgranego duetu aktorskiego. Hanna Konarowska-Nowińska i Sebastian Cybulski
świetnie uzupełniają się na scenie, a ich temperament i rozpalone emocje cały
czas trzymają widza w napięciu i ciekawości. Chylę czoła za liczne metamorfozy,
które przechodzą, brawurową, acz dojrzałą grę aktorską i naprawdę szybkie tempo
spektaklu rozgrywanego na i za sceną. Można jeść łyżkami.
Tekst i fot. Marek Zajdler